czwartek, 10 stycznia 2013

~ Pustką wypełniona.
Dojście do szkoły nie zajęło im wiele czasu, niecałe 10 minut, 5 w całkowitym milczeniu. Mała wymiana zdań, nic więcej. Ewelina nie chciała mówić, nie chciała na nikogo patrzeć, nie chciała wierzyć, że za chwilę się rozpromieni. Jakby z porankiem przyszło jej od razu umierać. A przecież wcale tak nie było. Lecz co się stało ? Zaufała komuś, to była jej wina. Tylko do siebie mogła mieć pretensje. Powinna by największym wrogiem Kecvin'a już od początku, a nie spoufalać się z nim. Więc dlaczego tak nie zrobiła ? Co sprawiło, że dała mu tę szansę..? No właśnie. I na to pytanie nie potrafiła sobie odpowiedzieć. Bo mogła przecież go zwyczajnie zignorować, jak każdą inną, nieistniejącą dla niej osobę. Nie zrobiła tego.
Pogoda dopisywała. Było coraz cieplej, ptaki dawały sygnały, że to ich dobry dzień, że każdy powinien się cieszyć razem z nimi. Zza uchylonych szkolnych okien czuć było zapach wiosny, kwiatów, w szczególności tulipanów, dopieszczanych przez pracowników tej placówki. Pomiędzy małym hałasem z zewnątrz słychać było panią McKonnie tłumaczącą na czym polega kolejny wzór fizyczny, którego dziś miała nauczyć drugoklasistów liceum. Nikt praktycznie nie wiedział o czym ta starsza kobieta do nich mówi. Pomimo, że uczyła niezbyt wielbionego przedmiotu, każdy ją lubił. Była to niska, dość pulchna starsza pani, po 50-ce, zawsze nosiła swoje okrągłe okulary i miała przy sobie paczkę chusteczek, gdyż wiecznie chodziła zakatarzona, to przez alergię na kredę, a w szkole jej nie mało. Trzyma się swojego zawodu od ponad 30 lat, widać, że nadal po tak długim czasie przykładała się do swojej pracy. Nie zważała na okoliczności, na oschłość i nieuprzejmość uczniów, na niskie wynagrodzenia za pracę po godzinach.. zawsze wykonywała wszystko z dopatrzeniem o najdrobniejsze szczegóły. To była jedyna nauczycielka, którą ostatnimi czasy lubiła młoda Deathcliffe. Jako jedyna w całej szkole zwróciła uwagę na ponure zachowania Eweliny, na jej zły a czasem nawet i podły humor. Martwiła się o każdego ucznia, ale prawie nikt tego nie dostrzegał, a co dopiero doceniał. Ewelina zauważyła, iż jej los nie jest tak zupełnie obojętny tej nauczycielce. Schlebiało jej to, czuła się lepiej wiedząc, że ma z kim porozmawiać, nawet jeśli to starsza pani z alergią na kredę i drżącymi dłońmi. Człowiek to człowiek, każdy jest taki sam. Pod stertą ważniejszych spraw od bycia szczęśliwym, odpowiedzialnym, inteligentnym, bądź normalnym jest ten sam szkielet, który pozostaje do końca i po jego nadejściu. Po śmierci nie potrzebna jest nam już uroda, inteligencja, szczęście, bycie odpowiedzialnym, osiągnięcia, norma.. zostaje tylko szkielet, a przecież nie ma szkieletów lepszych, czy gorszych. To.. potencjalnie nieproblematyczne, jednak dość trudne do pojęcia przez setki, tysiące, miliony a nawet i miliardy ludzi na tym świecie.
*
Siedziała w swoim pokoju, otulona turkusowo-szarą pierzastą kołdrą, wśród ogromnej ilości kolorowych, miękkich poduszek. Idealne miejsce do wypoczynku- pomyślałby każdy. Zasłonione żaluzje, uczucie świeżości, ale i ciepła. I krzątający się gdzieś mały jeszcze perski kot. Jednak jej oczy mówiły, że nie czuje się najlepiej. Jej policzki czarne od nadmiaru tuszu, spływającego po jej delikatnej, rumiankowej skórze. Włosy niedbale związane w kucyk na boku, nie patrząc na estetykę,  po bokach wystawały pojedyncze pasma złocistych włosów. Było jej źle. To fakt. Nie dało się ukryć. Po kilku godzinach bezczynnego wpatrywania się w oliwkowej barwy ścianę postanowiła zejść piętro niżej, do swoich rodziców. 
Mama, przygotowująca kolację, krzątała się gdzieś po kuchni, w powietrzu unosił się intensywny zapach pieczonego kurczaka i przygotowywanej właśnie mizerii. Ojciec siedzący w salonie z gazetą w ręku, zaczytany, sprawiał wrażenie posągu. W ustach miał kolejnego papierosa.
Siedemnastolatka przemknęła przez schody niczym zjawa i stanęła na środku korytarza, między kuchnią a salonem.
- Musimy się przeprowadzić. - powiedziała tylko to. Jej rodzice wymienili się jedynie spojrzeniami. Tak naprawdę już dawno myśleli o przeprowadzce, nie podobało im się to, jak ich córka zmienia się pod wpływem otoczenia, późno wracam wcześnie wychodzi, albo wcale nie wychodzi.
- Dobrze. Wyjeżdżamy jutro o 12. - powiedziała jej mama i uśmiechnęła się do dziewczyny ciepło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz