piątek, 25 stycznia 2013

~ No more secrets, no more liars.
Możnaby powiedzieć, że dziewczyna zaczynała od nowa. Na dobrą sprawę nie przeżyła za wiele. Połowę dzieciństwa przesiedziała u dziadków, a jak wreszcie zaczęło się coś dziać, zwyczajnie uciekła. I to była właśnie ta jej własna, osobista i niepowtarzalna ironia. Nie poznała życia a już przed nim ucieka. 
Ale czy faktycznie uciekała przed życiem ? A może właśnie uciekała przed śmiercią ? 

Wyjechali tak jak zakładali. Spakowali wszystkie rzeczy i razem z ekipą przeprowadzkową ruszyli w stronę nowego miasta, nowego domu, nowego życia. Ich posiadłość znajdowała się w małym miasteczku, Rosewood. Było tam na pozór cicho i miło. Ludzie byli życzliwi, nikt się nie skarżył, rzadko interweniowała policja, mieszkańcy współpracowali ze sobą i trzymali się razem. Idealne ? Tylko dlaczego ich nowa posesja była tak tania, tak łatwa do zdobycia, tak.. idealna. W idealnym miejscu, o idealnej porze.. Nie chcieli się zastanawiać, a napewno nie Ewelina. Miała dość zastanawiania się, rozmyślania nad czymś, czego sama nie do końca rozumie. 
Słoneczny dzień, dojazd zajął im jednak trochę czasu. Nie tak mało. Wszyscy byli zmęczeni. Wysiedli z czarnego Mercedesa.
- Wezmę walizki. - powiedział ojciec blondynki i zajął się wyciąganiem z bagażnika ich rzeczy. Ewelina w tym czasie weszła ostrożnie do nowego mieszkania. Było.. ślicznie. Nowoczesny, przestrzenny i jasny. Wchodząc w oczy rzucały się obrazy na jasno-niebieskich ścianach. Były.. nieco przerażające. Między każdym obrazem był kinkiet w postaci świetlistej kuli przymocowanej do ściany. A same malunki przedstawiały sceny śmierci. Jasne, nieco rozmazane. Jeden przykuł uwagę Eweliny. Była to rozmazana postać, biegnąca przed siebie, za nią.. jakby ciemność, goniąca ją. Dla innych mogły by to być zwykłe ptaki. Jednak dziewczyna miała własną interpretacje dzieła. Przeszła przez ogromny salon do kuchni, była dość duża, z osobnymi drzwiami wejściowymi, jak w każdej kuchni w tym mieście. Ewelina wyszła przez nie na coś w rodzaju małego tarasu, stał tam drewniany stół, kilka krzeseł i nowy grill, nie pomijając bujnej roślinności zastępującej mu dach. Było ślicznie. Od pseudo tarasu prowadziły jeszcze jedne drzwi, do ogrodu, był duży, z oczkiem wodnym i licznymi rodzajami kwiatów, stojących małych posągów. Równo przycięta idealnie zielona trawa, drzewka, krzewy, basen. Czego tu chcieć więcej.
Dziewczyna wróciła do domu. Powoli weszła na górne piętro po dużych, kręconych schodach, weszła do łazienki, nie była ogromna, była średniej wielkości, przeciętna. Biała, czarny prysznic, po drugiej tronie biała wanna, dla wygody, zależy kto co lubi. Czarna muszla, czarna umywalka i oczywiście kinkiety w postaci świetlistych kul. Była ładna, podobała się Ewelinie. Najbardziej te lustra, były nad umywalką, obok wanny, na drugiej ścianie były po długości. Pięknie to wyglądało. I ten piękny zapach konwalii..
Dziewczyna zanim się obejrzała a już wiedziała jaki będzie miała pokój. Weszła do niego, o dziwo ekipa już poustawiała meble i kartony z rzeczami. Miała średniej wielkości sypialnię. Jasno-szarą farbą oblane były ściany. Dość duże okno po prawej stronie, na środku wielkie, małżeńskie łóżko, po lewej jej biurko a po drugiej stronie ogromna szafa. Półki przymocowane do ścian i szafka nocna obok łóżka. Przytulnie. Dziewczyna zaczęła wypakowywać swoje rzeczy. Zaczęła od ubrań, wkładając je do szafy, kończąc na zeszytach, układając je na biurku, szafkach oraz półkach. Położyła pościel na łóżko, było tam masę poduszek, dziewczyna kochała poduszki, kochała jak było ich pełno wokół niej. Położyła biały puchaty dywan niedaleko łóżka i ostatecznie wprowadziła poprawki w wyglądzie. Lepiej poukładała, założyła białe zasłony na okno i przypięła je by nie zasłaniały całego widoku, na parapecie położyła mały, przeznaczony do niego materac i poduszkę, opartą o ścianę. Często przesiadywała na parapecie, ucząc się, albo czytając coś, bądź zwyczajnie myśląc. Nim się obejrzała zapadł wieczór. Rodzice zawołali ją na kolację. Panowała dziwna atmosfera. Wszystko wyglądało tak, jakby mieszkali tu od lat, gdyby nie pozostałe do rozpakowania na jutrzejszy dzień kartony z rzeczami po starym domu.
Dzisiaj na kolację był makaron z sosem pomidorowym. Gdy Ewelina otrzymła talerz zaczęła jeść, w milczeniu.
- Podoba ci się tu ? - zapytała ją mama, burząc ciszę.
- Bardzo. - powiedziała Ewelina i na jej twarzy zagościł pogodny uśmiech i zadowolenie, wymieszane z wdzięcznością.

2 komentarze: