poniedziałek, 23 czerwca 2014

UWAGA!
Ten blog niestety nie jest już przeze mnie pisany. Zdałam sobie sprawę, że rozdziały zaczęły być mętne i nudne. Zapraszam na mojego nowego bloga! Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu :)
  http://szeptemsienieklamie.blogspot.com/
"Oczy w kolorze pochmurnego nieba"

Z poważaniem,
Wasza Stella Blackmore.

czwartek, 21 lutego 2013

~ Podejrzenia.
Pierwszy dzień w nowym domu minął szybko.. trochę za szybko. Ewelina nawet nie poczuła jak szybko wskazówki zegara okrążyły go dwukrotnie. 
Gdy następnego dnia wstała, poczuła silny ból głowy. Zamrugała kilkakrotnie jakby to miało jakoś pomóc, na marne. Przeciągnęła się leniwie i spojrzała na słońce za oknem, był ciepły, wiosenny poranek. 
Dziewczyna podeszła wolnym krokiem do szafy i wyjęła z niej jedwabną sukienkę w kolorze lawendowym i koronkowe białe rajstopy. W dołu szafy wyciągnęła jasno-fioletowe baleriny z wszytymi białymi kwiatkami i położyła to wszystko obok łóżka. Wyszła z pokoju i zmierzyła do łazienki, omijając jeszcze stojące kartony w korytarzu. Gdy już w niej była zaczęła w jednym z pudeł szukać szczoteczki i innych przyborów, które miały znaleźć się w tym pomieszczeniu, po niedługim czasie wszystko stało w wyznaczonym przez dziewczynę miejscu. Zaczęła szczotkować zęby, gdy skończyła zajęła się układaniem swoich bujnych blond loków, w które wpięła białą kokardę po lewej stronie. Pomalowała rzęsy i pociągnęła malinową szminką po soczystych wargach. 
Gdy z powrotem znalazła się w swoim pokoju ubrała to co przyszykowała przed chwilą i znów wychodząc z pokoju podążyła po kręconych schodach. Natknęła się na mamę, robiącą jej ojcu śniadanie do pracy.
- Mamo, zawieziesz mnie do szkoły? Nie wiem gdzie ona jest.- wymruczała niewyraźnie i spojrzała na swoją mamę. Ta uśmiechnęła się pocieszająco.
- Nie wiem jak, ale zdążyłam przejrzeć kilka szkół i dzwoniłam do dyrektorek. Udało mi się znaleźć dla Ciebie najlepsze liceum w mieście, jego zarządca-dyrektor Jonathan Massen-powiedział, że bez problemu z tą średnią, którą masz możesz się tam dostać. Szkoła znajduje się na ulicy Przekątnej 30, za chwilkę Cię zawiozę. - powiedziała i uśmiechnęła się znów, zawijając w papier kanapki. Ewelina skinęła głową z wymijającym uśmiechem i chwyciła za swoją torbę, była to nieduża, biała torba, przeszyta dodatkową  ciemno-fioletową koronką, była niezwykle dziewczęca. Usiadła na małej kanapie w korytarzu i zaczekała, w tym czasie sprawdziła stronę internetową szkoły, do której miała uczęszczać. Faktycznie była ona najlepsza w całym mieście, mieściła się raczej w centrum. To dobrze, pomyślała Ewelina. Będzie miała od niej wszędzie blisko. 
Po chwili siedziała w mercedesie i patrzyła się w przednią szybę. Mama na nią spojrzała i ruszyły. 
Mijały kolejno ulice: Kopernikowską, Piękną, Marszałkowską, Angielską, Miniaturową, aż dotarły do Przekątnej.
- Powodzenia słonko. - uśmiechnęła się do niej ciepło mama. Dziewczyna pożegnała się i wysiadła. Samochód ruszył i znikał między uliczkami aż całkowicie zamazał się wśród innych.
Ewelina stała w tym samym miejscu i patrzyła na ogromny budynek szkolny, w którym miała się teraz uczyć.
Było to wielkie, naprawdę. Ciężko było opisać wygląd tej placówki, była wykonana w barokowym stylu. Najprawdopodobniej wcześniej była to jakaś średniowieczna budowla, którą przerobiono na szkołę.
Ruszyła. Niepewnie i wolno. Rozglądając się na boki, unikając czyjegokolwiek wzroku. Aż weszła do środka. Było tam jeszcze piękniej niż na zewnątrz, szkoła była urokliwa, bardzo. Dostrzegła idącego w jej stronę chłopaka, którego chciała się zapytać..
- Przepraszam.. - zagadnęła wysokiego bruneta. - Wiesz może gdzie znajduje się tutaj sekretariat?- zapytała dziewczęcym, uroczym głosem i zawiesiła całkowicie wzrok na chłopaku.
- Tak. - odparł i uśmiechnął się szarmancko. - Idź tym korytarzem, na jego końcu skręć w lewo, potem idź prosto i trzecie drzwi po prawej. - sprecyzował i znów się uśmiechnął.
- Dziękuję. - powiedziała cicho i posłała mu nieśmiały, niepewny uśmiech. Po czym wyminęła z gracją i podążyła za jego wskazówkami. Gdy znalazła się przed poszukiwanymi drzwiami wzięła głębszy wdech i poprawiła fryzurę. Zapukała cztery razy i pociągnęła za złotą klamkę.
- Dz.. Dzień dobry. - zająkała się. Oh, co za wpadka, już przy pierwszym zdaniu! - Na imię mi Ewelina Deathcliffe. Moja mama chyba do pana dzwoniła dziś rano w sprawie mojego uczęszczania do tej szkoły.
Dyrektor zmierzył ją surowym wzrokiem po czym uśmiechnął się ciepło.
- Tak, oczywiście. Siadaj, kochana. Zaraz się ze wszystkim zapoznamy. - powiedział z uśmiechem i wskazał na krzesło przed jego biurkiem. Ewelina posłusznie usiadła i spojrzała na dyrektora wyczekującym wzrokiem. - A więc.. - zaczął - uczęszczasz do drugiej klasy. Masz tu listę potrzebnych podręczników, którą za chwilę ci dam. - powiedział - Twoją pierwszą lekcją będzie język polski, za dziesięć minut, także powiem krótko. Jesteś w naszej szkole mile widziana, przejrzałem twoje oceny z wcześniejszej szkoły i jestem pod wrażeniem. Także proszę, tu masz plan lekcji na cały tydzień, rozpiskę z imionami nauczycieli, gdzie znajdują się poszczególne sale, przedmioty w nich, plan całej szkoły i spis podręczników. - powiedział po czym wręczył dziewczynie czerwoną, grubą teczkę.
- Dziękuję panu bardzo. - powiedziała z małym uśmieszkiem. - ale czy.. nie powinien pan odbyć ze mną jakiejś rozmowy.. no nie wiem? - upomniała się o procedury, była dziewczyną z zasadami.
- Ależ już wszystko załatwione, moja droga! - zaśmiał się dźwięcznie. - No już, idź na lekcje, nie spóźnij się. - uprzedził ją dyrektor. Dziewczyna pokiwała głową lekko zdezorientowana.

Wyszła. Zamknęła ostrożnie mahoniowe drzwi, by nimi nie trzasnąć i zamrugała kilkakrotnie. Zerknęła na plan szkoły i salę, w której miała odbyć się jej pierwsza lekcja. Drugie piętro, sala nr 29. Przeczytała i spojrzała na plan. Za zakrętem w lewo , tam jest winda.
Ruszyła więc. Były trzy minuty do dzwonka. Szła wolno patrząc na ludzi, zupełnie nie zwracali na nią uwagi. Jak świetnie. Była nikim, żadnych złośliwych komentarzy, żadnych podłych spojrzeń. Cudowne.. Zajrzała jeszcze do teczki, był w niej kod do jej nowej szafki. 6784 , i jej nr 88. Jej ulubiona liczba, co za zbieg okoliczności.. Dziwne było to, że znaleźli dom tak szybko, tak łatwo, że jej mama znalazła jej dobrą szkołę, pomimo tego, że wcale nie miała rewelacyjnej średniej, przyjęli ją tam, bez żadnego " ale ", bez rozmowy, bez niczego. To było za łatwe, zbyt podejrzane.
Dziewczyna nie miała jednak czasu się nad tym teraz zastanawiać, za chwilę miała zacząć się jej lekcja. Weszła więc do windy i uderzyło nią wielkie oszołomienie. Była w niej dziewczyna. 
Długie, proste kasztanowe włosy, ogromne lśniąco malachitowe oczy, mały nosek i średniej wielkości pomalowane na intensywnie mandarynkowy kolor usta. Miała długie, chude nogi, idealną talię i odpowiedniej wielkości klatkę piersiową.Ubrana w czarne leginsy i długi, wełniany sweterek za tyłek, żółty w czerwone grochy, na nogach równie żółte martensy i czarna torba na ramieniu. 
Ewelina wpatrywała się w nią jak zaczarowana, jakby uderzył w nią grom z jasnego nieba. Była piękna, w powietrzu unosiły się jej perfumy o zapachu róż. Ewelina napawała się tym zapachem, ale nie dała po sobie poznać tego, że tak olśniła ją ta dziewczyna. Chciała ją poznać, za wszelką cenę. 
Zerkała na nią kątem oka, ujrzała, że trzyma w ręku książkę, która była jej ulubioną książką : " Kamienie Na Szaniec " . Cudowna lektura. 
Były już na drugim piętrze. drzwi otworzyły się. Obie dziewczyny wyszły. Obie ruszyły równym krokiem w stronę sali nr 29.
Uczyły się w jednej klasie.
Dzięki Ci Boże. Pomyślała Ewelina i uśmiechnęła się pełna energii.

piątek, 25 stycznia 2013

~ No more secrets, no more liars.
Możnaby powiedzieć, że dziewczyna zaczynała od nowa. Na dobrą sprawę nie przeżyła za wiele. Połowę dzieciństwa przesiedziała u dziadków, a jak wreszcie zaczęło się coś dziać, zwyczajnie uciekła. I to była właśnie ta jej własna, osobista i niepowtarzalna ironia. Nie poznała życia a już przed nim ucieka. 
Ale czy faktycznie uciekała przed życiem ? A może właśnie uciekała przed śmiercią ? 

Wyjechali tak jak zakładali. Spakowali wszystkie rzeczy i razem z ekipą przeprowadzkową ruszyli w stronę nowego miasta, nowego domu, nowego życia. Ich posiadłość znajdowała się w małym miasteczku, Rosewood. Było tam na pozór cicho i miło. Ludzie byli życzliwi, nikt się nie skarżył, rzadko interweniowała policja, mieszkańcy współpracowali ze sobą i trzymali się razem. Idealne ? Tylko dlaczego ich nowa posesja była tak tania, tak łatwa do zdobycia, tak.. idealna. W idealnym miejscu, o idealnej porze.. Nie chcieli się zastanawiać, a napewno nie Ewelina. Miała dość zastanawiania się, rozmyślania nad czymś, czego sama nie do końca rozumie. 
Słoneczny dzień, dojazd zajął im jednak trochę czasu. Nie tak mało. Wszyscy byli zmęczeni. Wysiedli z czarnego Mercedesa.
- Wezmę walizki. - powiedział ojciec blondynki i zajął się wyciąganiem z bagażnika ich rzeczy. Ewelina w tym czasie weszła ostrożnie do nowego mieszkania. Było.. ślicznie. Nowoczesny, przestrzenny i jasny. Wchodząc w oczy rzucały się obrazy na jasno-niebieskich ścianach. Były.. nieco przerażające. Między każdym obrazem był kinkiet w postaci świetlistej kuli przymocowanej do ściany. A same malunki przedstawiały sceny śmierci. Jasne, nieco rozmazane. Jeden przykuł uwagę Eweliny. Była to rozmazana postać, biegnąca przed siebie, za nią.. jakby ciemność, goniąca ją. Dla innych mogły by to być zwykłe ptaki. Jednak dziewczyna miała własną interpretacje dzieła. Przeszła przez ogromny salon do kuchni, była dość duża, z osobnymi drzwiami wejściowymi, jak w każdej kuchni w tym mieście. Ewelina wyszła przez nie na coś w rodzaju małego tarasu, stał tam drewniany stół, kilka krzeseł i nowy grill, nie pomijając bujnej roślinności zastępującej mu dach. Było ślicznie. Od pseudo tarasu prowadziły jeszcze jedne drzwi, do ogrodu, był duży, z oczkiem wodnym i licznymi rodzajami kwiatów, stojących małych posągów. Równo przycięta idealnie zielona trawa, drzewka, krzewy, basen. Czego tu chcieć więcej.
Dziewczyna wróciła do domu. Powoli weszła na górne piętro po dużych, kręconych schodach, weszła do łazienki, nie była ogromna, była średniej wielkości, przeciętna. Biała, czarny prysznic, po drugiej tronie biała wanna, dla wygody, zależy kto co lubi. Czarna muszla, czarna umywalka i oczywiście kinkiety w postaci świetlistych kul. Była ładna, podobała się Ewelinie. Najbardziej te lustra, były nad umywalką, obok wanny, na drugiej ścianie były po długości. Pięknie to wyglądało. I ten piękny zapach konwalii..
Dziewczyna zanim się obejrzała a już wiedziała jaki będzie miała pokój. Weszła do niego, o dziwo ekipa już poustawiała meble i kartony z rzeczami. Miała średniej wielkości sypialnię. Jasno-szarą farbą oblane były ściany. Dość duże okno po prawej stronie, na środku wielkie, małżeńskie łóżko, po lewej jej biurko a po drugiej stronie ogromna szafa. Półki przymocowane do ścian i szafka nocna obok łóżka. Przytulnie. Dziewczyna zaczęła wypakowywać swoje rzeczy. Zaczęła od ubrań, wkładając je do szafy, kończąc na zeszytach, układając je na biurku, szafkach oraz półkach. Położyła pościel na łóżko, było tam masę poduszek, dziewczyna kochała poduszki, kochała jak było ich pełno wokół niej. Położyła biały puchaty dywan niedaleko łóżka i ostatecznie wprowadziła poprawki w wyglądzie. Lepiej poukładała, założyła białe zasłony na okno i przypięła je by nie zasłaniały całego widoku, na parapecie położyła mały, przeznaczony do niego materac i poduszkę, opartą o ścianę. Często przesiadywała na parapecie, ucząc się, albo czytając coś, bądź zwyczajnie myśląc. Nim się obejrzała zapadł wieczór. Rodzice zawołali ją na kolację. Panowała dziwna atmosfera. Wszystko wyglądało tak, jakby mieszkali tu od lat, gdyby nie pozostałe do rozpakowania na jutrzejszy dzień kartony z rzeczami po starym domu.
Dzisiaj na kolację był makaron z sosem pomidorowym. Gdy Ewelina otrzymła talerz zaczęła jeść, w milczeniu.
- Podoba ci się tu ? - zapytała ją mama, burząc ciszę.
- Bardzo. - powiedziała Ewelina i na jej twarzy zagościł pogodny uśmiech i zadowolenie, wymieszane z wdzięcznością.

czwartek, 10 stycznia 2013

~ Pustką wypełniona.
Dojście do szkoły nie zajęło im wiele czasu, niecałe 10 minut, 5 w całkowitym milczeniu. Mała wymiana zdań, nic więcej. Ewelina nie chciała mówić, nie chciała na nikogo patrzeć, nie chciała wierzyć, że za chwilę się rozpromieni. Jakby z porankiem przyszło jej od razu umierać. A przecież wcale tak nie było. Lecz co się stało ? Zaufała komuś, to była jej wina. Tylko do siebie mogła mieć pretensje. Powinna by największym wrogiem Kecvin'a już od początku, a nie spoufalać się z nim. Więc dlaczego tak nie zrobiła ? Co sprawiło, że dała mu tę szansę..? No właśnie. I na to pytanie nie potrafiła sobie odpowiedzieć. Bo mogła przecież go zwyczajnie zignorować, jak każdą inną, nieistniejącą dla niej osobę. Nie zrobiła tego.
Pogoda dopisywała. Było coraz cieplej, ptaki dawały sygnały, że to ich dobry dzień, że każdy powinien się cieszyć razem z nimi. Zza uchylonych szkolnych okien czuć było zapach wiosny, kwiatów, w szczególności tulipanów, dopieszczanych przez pracowników tej placówki. Pomiędzy małym hałasem z zewnątrz słychać było panią McKonnie tłumaczącą na czym polega kolejny wzór fizyczny, którego dziś miała nauczyć drugoklasistów liceum. Nikt praktycznie nie wiedział o czym ta starsza kobieta do nich mówi. Pomimo, że uczyła niezbyt wielbionego przedmiotu, każdy ją lubił. Była to niska, dość pulchna starsza pani, po 50-ce, zawsze nosiła swoje okrągłe okulary i miała przy sobie paczkę chusteczek, gdyż wiecznie chodziła zakatarzona, to przez alergię na kredę, a w szkole jej nie mało. Trzyma się swojego zawodu od ponad 30 lat, widać, że nadal po tak długim czasie przykładała się do swojej pracy. Nie zważała na okoliczności, na oschłość i nieuprzejmość uczniów, na niskie wynagrodzenia za pracę po godzinach.. zawsze wykonywała wszystko z dopatrzeniem o najdrobniejsze szczegóły. To była jedyna nauczycielka, którą ostatnimi czasy lubiła młoda Deathcliffe. Jako jedyna w całej szkole zwróciła uwagę na ponure zachowania Eweliny, na jej zły a czasem nawet i podły humor. Martwiła się o każdego ucznia, ale prawie nikt tego nie dostrzegał, a co dopiero doceniał. Ewelina zauważyła, iż jej los nie jest tak zupełnie obojętny tej nauczycielce. Schlebiało jej to, czuła się lepiej wiedząc, że ma z kim porozmawiać, nawet jeśli to starsza pani z alergią na kredę i drżącymi dłońmi. Człowiek to człowiek, każdy jest taki sam. Pod stertą ważniejszych spraw od bycia szczęśliwym, odpowiedzialnym, inteligentnym, bądź normalnym jest ten sam szkielet, który pozostaje do końca i po jego nadejściu. Po śmierci nie potrzebna jest nam już uroda, inteligencja, szczęście, bycie odpowiedzialnym, osiągnięcia, norma.. zostaje tylko szkielet, a przecież nie ma szkieletów lepszych, czy gorszych. To.. potencjalnie nieproblematyczne, jednak dość trudne do pojęcia przez setki, tysiące, miliony a nawet i miliardy ludzi na tym świecie.
*
Siedziała w swoim pokoju, otulona turkusowo-szarą pierzastą kołdrą, wśród ogromnej ilości kolorowych, miękkich poduszek. Idealne miejsce do wypoczynku- pomyślałby każdy. Zasłonione żaluzje, uczucie świeżości, ale i ciepła. I krzątający się gdzieś mały jeszcze perski kot. Jednak jej oczy mówiły, że nie czuje się najlepiej. Jej policzki czarne od nadmiaru tuszu, spływającego po jej delikatnej, rumiankowej skórze. Włosy niedbale związane w kucyk na boku, nie patrząc na estetykę,  po bokach wystawały pojedyncze pasma złocistych włosów. Było jej źle. To fakt. Nie dało się ukryć. Po kilku godzinach bezczynnego wpatrywania się w oliwkowej barwy ścianę postanowiła zejść piętro niżej, do swoich rodziców. 
Mama, przygotowująca kolację, krzątała się gdzieś po kuchni, w powietrzu unosił się intensywny zapach pieczonego kurczaka i przygotowywanej właśnie mizerii. Ojciec siedzący w salonie z gazetą w ręku, zaczytany, sprawiał wrażenie posągu. W ustach miał kolejnego papierosa.
Siedemnastolatka przemknęła przez schody niczym zjawa i stanęła na środku korytarza, między kuchnią a salonem.
- Musimy się przeprowadzić. - powiedziała tylko to. Jej rodzice wymienili się jedynie spojrzeniami. Tak naprawdę już dawno myśleli o przeprowadzce, nie podobało im się to, jak ich córka zmienia się pod wpływem otoczenia, późno wracam wcześnie wychodzi, albo wcale nie wychodzi.
- Dobrze. Wyjeżdżamy jutro o 12. - powiedziała jej mama i uśmiechnęła się do dziewczyny ciepło.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

~ Konwalia.
- Nie ma sprawy. - odparła i ponownie ruszyła. Drażniło ją to, że pogoda była tak piękna i wesoła a ona nie miała wcale humoru. Miała dziwie bladą twarz, co nie zdarzało się u niej często. Nawet jej lekkie i urocze rumieńce zeszły z policzków. Christopher zauważył w niej zmianę. Ale czy chciał wiedzieć o co chodzi ? A może nie musiał pytać, bo znał już odpowiedź ? Cieszyła go ta odpowiedź.
- Masz jakiś skwaszony wyraz twarzy.. - zaczął cichym głosem. - Coś się stało przed moim przyjściem ? - uniósł blond brew w górę.
- Nic istotnego. - wzruszyła ramionami kłamiąc. Przecież poruszyło ją poranne wydarzenie. Przecież jeszcze przed godziną była zrozpaczona.
Wszystko działo się tak szybko, nie dało się wziąć głębszego oddechu a już coś diametralnie się zmieniało. I co gorsza bez pozytywnych efektów. Wszystko co się działo przez kilka ostatnich miesięcy niosło za sobą żal i łzy. I nic nie było w stanie tego zatrzymać. Czas nieubłagalnie płynął. Był jedynym panem, którego nie dało się pokonać. Bo niby jak ?
- Jesteś pewna ? - dopytał się jeszcze Chris, ukrywając swoje wewnętrzne szczęście. Bardzo cieszył się, że Kevin z nią zerwał. Miał teraz szansę. Walczyli na tym samym polu bitwy, oboje byli trudni do pokonania. Ale siebie nawzajem mogliby wyniszczyć z przymrużeniem oka. 
- Powiedziałam, że to nic istotnego ! - niemal krzyknęła wzburzona. Przecież skoro mówi, że jest tak a nie inaczej, to znaczy, że jest tak a nie inaczej. Westchnęła ciężko, idąc dalej. Chris już się więcej nie odezwał.
- Masz śliczne perfumy, jakie to ? - zmienił nagle temat.
- Konwaliowe. - mruknęła cichym głosem przypominając sobie ich nazwę. Jednak na marne, nie potrafiła się teraz skupić. 
- Ładne. - dodał po chwili, żeby ją jakoś rozweselić.
- Dzięki. - odburknęła, jakby wcale nie obchodziło ją to, że komuś podoba się ten zapach. Bo na dobrą sprawę chyba jej to nie obchodziło. Nic ją teraz nie obchodziło. Ale chyba nie można jej za to winić. To nie przez nią jest tak jak jest. 

niedziela, 16 grudnia 2012

~ Duma.
Ewelina wstała z dość dużym bólem głowy, kompletnie nie pamiętała co się wczoraj działo. Tylko jakieś .. migające światła. Pamiętała też, że całowała Kevin'a. Coś stało się pomiędzy Chrisem a nim. Chyba się pokłócili, nic więcej nie pamiętała. No cóż, alkohol zdziałał swoje. Powoli się podniosła i spojrzała na zegarek, szósta. Wstała na czas. Podeszła wolnym krokiem do okna i zaraz po tym usłyszała dzwonek do drzwi, naciskamy chyba z siedem razy pod rząd. Zmarszczyła brwi i narzuciła na siebie rozpinany, długi sweterek. Po minucie była już pod drzwiami. Otwierając je ujrzała Kevin'a.
- Cześć ! - przywitała się z nim ciepło i z uśmiechem, była szczęśliwa, że widzi go o poranku. Jednak Kevin miał kamienny wyraz twarzy, usta proste jak drut, źrenice rozszerzone .Ewelina się zaniepokoiła, o co mogło mu chodzić ?
- Musimy zerwać . - oznajmił twardo i sucho. Ewelina aż się zachwiała, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami. Dlaczego to zrobił ? Dlaczego po tak krótkim czasie zdecydował się z nią zerwać ? Przecież się w nim zakochała. Sam ją namawiał na to wszystko. Jak mógł ?
Stała tak w bezruchu, jej spojrzenie nagle odleciało w przestrzeń a jasne oczy zaszkliły się, po policzkach popłynęło kilka małych, gorzkich łez. Nie była w stanie wykrztusić ani słowa. Zamrugała kilka razy, nawet nie do końca zamykała powieki. Kevin był rozgoryczony tym widokiem.
- Ja.. prze.. - nie dokończył ponieważ dziewczyna powoli i delikatnie zamknęła drzwi. Kevin uderzył pięściami o ścianę jej domu, nie sprawiło mu to najmniejszego bólu. Blondynka była załamana. Wolnym krokiem ruszyła z powrotem do swojej sypialni, w której ujrzała nikogo innego jak Christophera. Krzyknęła i cofnęła się do korytarza.
- Spokojnie.. - chłopak uniósł ręce w geście niewinności. Nie chciał zrobić jej krzywdy. Ewelina jednak dalej stała w miejscu, lekko zgarbiona, skulona.. bała się.
- Jak .. - zaczęła piskliwym głosem. - Jak się tu dostałeś ...? - dokończyła, dopiero teraz zauważyła, że jej ręce niesamowicie się trzęsą, patrzyła na niego wystraszonym wzrokiem.
- Twoi rodzice mnie wpuścili, drzwiami od ogrodu.. - powiedział łagodnie, zgodnie z prawdą. Dziewczyna uznała, że to jest bardzo możliwe i powoli weszła do pokoju.
- Po co przyszedłeś ? - zapytała z przeszywającym wzrokiem, uniosła lekko podbródek w górę, obserwując każdy jego ruch.
- Mieliśmy iść razem do szkoły. - wzruszył ramionami i posłał jej lekki uśmiech. Dziewczyna nie przypominała sobie niczego takiego, ale uznała, że skoro chłopak już tu jest to zgodzi się.
- Daj mi chwilę.. - mruknęła. Christopher skinął głową i wyszedł z jej sypialni. Dziewczyna poszła do własnej łazienki i umyła zęby, pomalowała rzęsy i nałożyła bezbarwną szminkę na duże usta. Wyszła i stanęła przed szafą. Ubrała się dziś inaczej ze względu na poranny incydent . Nałożyła czarne rajstopy w białe krzyżyki , białe , podarte i krótkie spodenki, czarną bokserkę, przez którą prześwitywał jej bardzo kolorowy stanik i narzuciła torbę z książkami na ramię. Włosy miała rozpuszczone, zmierzwione. Wyszła. Christopher wbił w nią swoje intensywnie zielone tęczówki.
- Jestem gotowa.. - mruknęła. W powietrzu roznosił się zapach jej konwaliowych perfum, którymi chłopak się napajał.
- To chodźmy.. - mruknął i ruszył po długich, kręconych schodach do frontowych drzwi. Dziewczyna ruszyła za nim.
- Idę do szkoły ! - krzyknęła rodzicom i wyszła z blondynem przed dom.
Szli w milczeniu chodnikiem, najpierw ulicznym, później przez park.
- Muszę kupić kawę, poczekasz tu ? - zapytała go. Chłopak zgodził się. Po chwili dziewczyny nie było. Dzień był dziś wyjątkowo ładny. Było ciepło i słonecznie, wśród nich słychać było odgłosy porannych ptaków, naprzemiennie z szumem drzew, przez które przedzierały się gorące promienie słoneczne. Jedynie ludzie wydawali się być smutni, jacyś.. zdołowani. Oczywiście nie wszyscy, byli też emanujący i wręcz zarażający szczęściem i pozytywizmem . Ale tych niestety było znacznie mniej ...
Po chwili blondynka wróciła. W dłoniach trzymała dwa kubki z latte . Wręczyła mu jedną i w milczeniu ruszyła dalej.
- Dzięki - mruknął chłopak.

sobota, 24 listopada 2012

~ Wiadomość.
Kevin siedział w swoim staroświeckim domu i przeglądał czasopismo z mizerną miną. Dlaczego ona tak za nim poleciała ? Dlaczego nie wolała zostać z nim, ze swoim ukochanym i dobrze się bawić ? Tego typu pytania krążyły mu po głowie od dobrych dwóch godzin. Siedział tak, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w litery gazety, nawet ich nie dostrzegając. Po prostu pytał się. Zadawał sobie te same pytania non stop. Mógłby przecież robić coś innego, ale nie, jego to za bardzo ciekawiło. Za bardzo bolało.. 
Coś jednak zburzyło grobową ciszę w jego salonie. Coś zaszmerało w książkach na wielkim, mahoniowym kredensie. Czarnowłosy chłopak wstał i zmarszczył brwi, nasłuchując szmeru dobiegającego z czwartej półki. Powoli podszedł w to miejsce i wyciągnął książkę, która - jak przypuszczał - była odpowiedzialna za hałas. Otworzył ją i ujrzał pastelowo żółtą kopertę w środku książki. Wyjął ją i rozerwał, czytając kartę :

" Doszły nas słuchy, iż Ty , Kevinie Thomasie Whellerze dopuściłeś się do zbrodni nr 4 - zakochanie w istocie zagrażającej naszej rasie. Czyżbyś nie miał pojęcia o tym, że TA DZIEWCZYNA jest w stanie zniweczyć wszystkich nas za .. poruszeniem palcem ?! Jest zbyt niebezpieczna. Pozwolono Ci wieść na pozór normalne życie tylko po to, być mógł wysysać dusze niewinnych dziewcząt, a nie spoufalać się z nimi w TAKI SPOSÓB. 
Ona jest niebezpieczna. Za niebezpieczna i dla Ciebie, i dla nas. To za wielkie zagrożenie. Jej poprzednie wcielenia górowały, nad nami, nad wszystkim do czego się zabrała. Jeśli faktycznie odkryłaby kim jesteś.. chciałaby znów sprowadzić światło na ciemność, którą budowaliśmy wiekami. Ostatnim razem prawie jej się udało. Właśnie dlatego musiała zginąć. Wiesz o tym, Kevinie. Jesteś zły, nie zapominaj o tym. Ona jest dobrem. Jeśli do końca tego roku nie zaprzestaniesz wykonywania czynności z tą dziewicą ... zostaniesz zlikwidowany, na dobre. 
                                                                                                                         - R. B. F. "

Kevin ciężko westchnął. Wiedział, że nie mógł, że powinien był od razu ją zabić. Teraz będzie musiał to on albo oni. Dziewczyna będzie musiała umrzeć, bez względu na wszystko. To go dobijało. Dlatego w trybie natychmiastowym będzie musiał zaprzestać swojemu związkowi z nią. Najbardziej bolało go to, że Christopher będzie miał ją na wyciągnięcie ręki. Już jutro.